Katalog cyfrowy » Kolekcje » Obrazy na jedwabiu » Natrętne dzwonki
drukuj
Ten obraz, utrzymany w tej samej oszczędnej tonacji i ciszy co „Promień”, przedstawia chłopca stojącego tuż przy uchylonych drzwiach, za którymi kryje się głęboka, nieprzenikniona ciemność. Uchylone drzwi to nie tylko fizyczna struktura – to próg, granica, zaproszenie albo zagrożenie. Z wnętrza tej ciemności może coś wyjść – lub ktoś może tam wejść.
Chłopiec ma na sobie uroczysty biały strój – krótki garniturek z mankietami, wyprasowany z niemal ceremonialną starannością. Do marynarki przypięta jest biała kokarda, co może przywodzić na myśl strój komunijny lub symbol dziecięcej niewinności wystawionej na próbę. Jednocześnie – zamiast atrybutów dziecka (zabawki, księgi, kwiaty) – w prawej ręce trzyma laskę.
Laska – częsty motyw u Wełmińskiego – pojawia się tu jako przedłużenie zmysłu, narzędzie orientacji, magiczna antena, coś pomiędzy różdżką a białą laską dla niewidomych. W tym kontekście staje się znakiem wrażliwości i niepełnosprawności percepcji – chłopiec być może nie widzi, ale wyczuwa, dotyka, bada. To narzędzie inicjacyjne – wprowadza w ciemność, w nieznane.
Na ścianie, obok drzwi, widzimy elektryczny dzwonek – jego dwie czasze zrobione są ze złota. To one są tytułowymi „natrętnymi dzwonkami”. Ich obecność wydaje się groteskowa, niemal absurdalna – delikatny chłopiec, ciemność jak z głębin świadomości, i nagle ten mechaniczny, błyszczący obiekt, który sygnalizuje, przerywa, wymusza reakcję. Dzwonki te mogą być wezwaniem – jak głos rozsądku, jak przypomnienie, jak niepokój.
Złoto, jako kolor, kontrastuje z resztą monochromatycznego płótna – jest jedynym błyszczącym elementem, jak dźwięk w ciszy albo symbol czegoś pozornie cennego, lecz natarczywego. Czy dzwonki to głos dorosłości? Alarm? Zew wspomnień? A może same są iluzją, która nie pozwala zanurzyć się w ciemność?
Obraz ten, podobnie jak „Promień”, rozgrywa się w przestrzeni pomiędzy dzieciństwem a inicjacją, poznaniem a niepokojem, światłem a jego brakiem. Postać chłopca – trochę jak dziecko z obrazu „Jeszcze tyle czasu…” – stoi tu jako medium: pomiędzy światem a tym, co za drzwiami.
To obraz o napięciu między zmysłami i ciszą, między oczekiwaniem a przymusem, między wewnętrznym słyszeniem a zewnętrznym hałasem. W tej pozornej prostocie rozgrywa się dramat percepcji – i opowieść o tym, co wzywa nas z głębi.